środa, 19 grudnia 2012

Tusz do rzęs Max factor, MasterPiece Max

Moje rzęsy...przepraszam co? Tzn to coś, co jest w miejscu gdzie powinny być rzęsy przypomina co najwyżej  jakieś marne oskubane piórka. Jasne, rzadkie, krótkie....gorzej być nie może
Ale...ale...stosuję pewne magiczne serum i za jakiś czas będzie lepiej...już jest lepiej, ale to na razie tajemnica :)

Do tuszy do rzęs słabość miałam zawsze ogromną. Odkąd tylko zaczęłam się malować, tusz był chyba jedynym kosmetykiem, bez którego ciężko było mi się ruszyć z domu, bo czułam się na twarzy taka łysa, niewyraźna, niewidoczna. Pudry, fluidy, cienie, pomadki...to wszystko mogłam odpuścić, ale tusz był koniecznością. Dlaczego piszę w czasie przeszłym? No niestety odkąd mam dziecko, przyzwyczaiłam się do swojego łysego wizerunku i mimo, że wcale mi się on nie podoba, to często nie mam czasu, ochoty ani potrzeby nakładać nawet tuszu. Przykre to, ale prawdziwe. Zawsze liczę na to, że nikt znajomy mnie po drodze nie zauważy ;) Tez tak macie?
Dziś jeśli nałożę na swoje oskubane piórka choćby cienką warstwę tuszu,  to od razu czuję sie jakaś taka inna, piękniejsza. Coś co kiedyś było codziennością, dziś sprawia, że widzę w lustrze inną osobę i skutecznie poprawia mi humor. Dlatego od dziś postanawiam nie zapominać o sobie i poprawiać sobie w ten sposób humor częściej, zdecydowanie częściej.
Tym bardziej, że motywuje mnie do tego mój nowy tusz. Max Factor  MasterPiece Max, który można zakupić tu: (KLIK)


Tusz godny polecenia. Bardzo ładnie rozdziela rzęsy. Przy pojedynczej warstwie można uzyskać bardzo naturalny efekt wydłużonych, podkreślonych i pięknie rozczesanych, rzęs. Ja lubię mocniejszy efekt, dlatego nakładam 2-3 warstwy, dzięki czemu moje rzęsy stają się wyraźniejsze, grubsze, bardziej widoczne. Po prostu w końcu są! Tusz się nie kruszy, a wieczorny demakijaż nie stanowi udręki. Nie trzeba pół godziny sterczeć z wacikiem w ręku jak to bywa w przypadku niektórych tuszy. To ważne! Oj ważne, bo czasami każda minuta...Ba! Nawet sekunda jest na wagę złota.
Tusz posiada ukochaną przeze mnie silikonową szczoteczkę. Kocham! Jakoś nie przepadam za tymi standardowymi, zwykłymi szczoteczkami. Już tylko silikony.
Zdjęcie robione jakiś tydzień temu jak jeszcze u nas była gruba pokrywa śnieżna, po której ślad już zaginął.



U mnie tusz w niezmienionym stanie trwa do wieczora. (Jeśli dziecko nie postanowi mi grzebać w oku, bo coś ostatnio zainteresowały go moje oczęta).

Tutaj takie małe porównanie. Przed i po.



Tusz spełnia moje wymagania. Rzęsy są wydłużone, pogrubione, a efekt utrzymuje się bez skazy cały dzień. Nic mi więcej nie trzeba. Polecam.


.

9 komentarzy:

  1. Ja od lat jestem wierna tuszom Clinique. I nawet nie próbuję innych, bo nie mam takiej potrzeby. Ale na zdjęciu faktycznie oko ładnie podkreślone.
    A odkąd mam Malucha też często latam bez :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja też jestem wierna Clinique , super są dla alergików :D

      Usuń
  2. no ci powiem że ja też sie nie maluję ech ale jak się odchowa to będziemy się pindrzyć przed lustrem

    OdpowiedzUsuń
  3. kiedyś używałam tego tuszu, ma jedną wadę szybko dość wysycha albo ja trafiłam na jakiś słaby egzemplarz :-/

    OdpowiedzUsuń
  4. Powiem Wam dziewczyny,że ja już mam odchowane dzieciaki (4 i 8 lat) ale i tak często brakuje mi czasu,nie tylko na makijaż ale też na różne inne rzeczy. A co do tuszu to faktycznie widać różnice. Mam podobne rzęsy do Twoich-takie pikusiowate ale się tym nie przejmuje bo od czego mamy tusze?

    OdpowiedzUsuń
  5. ja korzystam z max factora na zmianę z innymi np miss sporty-tanie ale niezłe-niedawno odkryłam.Mam max factor 2000 calorie- lepszy od clinique śmiem twierdzić- ale to moja subiektywna ocena- bo też miałam clinique..I do tego HYPOALERGICZNY jak clinique.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ten 2000 calorie też mnie kusi. Na pewno spróbuje w przyszlości

      Usuń
  6. również go używam i szczerze polecam !
    Zapraszam do mnie - obserwuję

    OdpowiedzUsuń

Zostaw ślad po sobie. Chętnie poznam Twoją opinię.