czwartek, 18 października 2012

mini zoo

 Kubulinio jak zawsze wyczuł, że jedzie coś do niego. Jeszcze na minutę przed ding dongiem listonosza, zbudził się ze słodkiego snu. Dobrze, że na minutę przed, a nie w trakcie, bo znowu miałabym dylemat gdzie lecieć. Czy szybko do małego licząc, że listonosz nie odjedzie myśląc, że nikogo nie ma w domu? Czy najpierw otworzyć drzwi, krzyknąć w pośpiechu: "zaraz wróce" i dopiero do małego licząc, że w między czasie nie udało mu się wyjść z wózka, w którym sypia w dzień. 
No ale na szczęście tym razem nie miałam tego dylematu ;)
Z obudzonym na minutę przed dzwonkiem synkiem wyszłam więc i odebrałam paczuchę :) Lubię paczuchy. To zdecydowanie lepsze od podłużnych białych kopert, które w swej zawartości mają trzycyfrowe rachunki za prąd i inne zbędne opłaty.
Takich kopert nie lubimy.

Czas otworzyć paczkę, przedrzeć się przez warstwy taśm klejących "walcząc" przy tym z małym Świderkiem, który usilnie próbuje "pomóc". Następnie zutylizować karton, by młody się nie dorwał do niego w ramach obiadku. Uwielbia jeść karton. Karton w jego mniemaniu to najpyszniejsze jedzonko, które doskonale mogłoby zastąpić wszelkie warzywka, owoce, makarony i inne dobrodziejstwa. Jedynie sucha buła wygrywa z kartonem.
Ale do rzeczy. Karton zutylizowany więc można bezpiecznie przystąpić do zabawy, bo w kartonie było super cudeńko -Żyrafa z FisherPrice ze swoimi mniejszymi przyjaciółmi zamkniętymi w klockach o  wielkości idealnej dla małej rączki.  Mniejsi przyjaciele to małpka, krokodyl, panda, papuga i zeberka. Całe ZOO do którego zresztą rodzice wybierają się od wiosny i się wybrać nie mogą. No, ale teraz przynajmniej Kartonowy Pożeracz ma swoje ZOO w domku:) Co nie zmienia faktu, że wybrać się trzeba.
Żyrafką można kręcić, papuga ma w dziobku coś a'la dzwoneczek, który sobie wesoło dynda, panda ma  dwie grzechoczące kuleczki, krokodylek ma kilka mniejszych też grzechoczących kuleczek, tylko jedna, biedna małpka nie ma nic.



Dziecię oczywiście szybko załapało o co chodzi i klocki jeden po drugim wlatywały do dziury w  głowie żyrafy, żeby w końcu wylecieć bramką wylotową  i po drodze wydać z siebie całkiem przyjemną melodyjkę. Melodyjka gra cicho, co jest dla mnie ogromną zaletą, bo nie drażni. Melodyjki nie są jakieś ogromnie zróżnicowane (zauważyłam trzy rodzaje), ale dla małego szkraba wystarczające, żeby przynieść radość i zapewnić atrakcję na dobre kilkadziesiąt minut. Tak! Nawet mogę spokojnie wyjść do ubikacji podczas gdy "dzieć" namiętnie wciska klocki w żyrafę.


A że jest na etapie wkładania wszystkiego we wszystko, to nawet i chrupkami została nakarmiona żyrafa.
Jedyny zawód jaki spotkał moje dziecko to to, że klocki nie mieściły się w boczne otwory. A bardzo i jeszcze raz bardzo, chciał je tam wcisnąć :D




Oczywiście dziecko nie byłoby sobą gdyby nie spróbowało jak klocki smakują. Na szczęście są bezpiecznych rozmiarów i cała zabawka nie zawiera małych elementów więc nie ma strachu że pożeracz coś połknie. Dodatkowo jedna ze stron klocków może służyć jako drapak  dla obolałych dziąsełek i pożeracz chętnie korzysta z tej funkcji ;)


Mały majsterkowicz nie odpuściłby oczywiście gdyby sam nie sprawdził jak to się dzieje, że zabawka gra. Po wnikliwej ocenie sytuacji doszedł do wniosku, że zabawkę można oszukać i wcale nie  trzeba klocków wrzucać, żeby grało. Mały cwaniak ;)


Kolejne 15 minut zabawy żyrafką zleciało gdy okazało się, że bramka wylotowa się otwiera i zamyka. Przecież to kolejne ulubione zajęcie! I tak otwierał i zamykał, mama zrobiła zdjęcie i poszła pić kawę. Ciepłą kawę!
Na koniec testy wytrzymałościowe. Ponieważ żyrafka posiada wygodny uchwyt to można ją nosić ze sobą po całym mieszkaniu uderzając po drodze a to o szafę, a to o krzesło a to trochę potrzaskać o panele. Mimo licznych trzasków żyrafka wciąż działa.

 Zabawka zakwalifikowała się do grupy jednych z ulubionych mojego synka. A i mama czasem z zabawki skorzysta i chętnie klocki powrzuca. Dobre na rozładowanie nerwów.  Na mnie działa.

A Ta mina chyba mówi wszystko :) I nic więcej dodawać nie trzeba:)


Żyrafkę można zakupić tu: Żyrafa pełna klocków

Zabawka idealnie nadaje się dla dzieciaczków 6 miesięcy+

7 komentarzy:

  1. ahas! no i tak myslalam, ze to super jednak zabawka mimo ze FP ;) ja nie lubie ale dzieci tak... no coz, trzeba zawsze szukac srodka - i Kubulek jaki madry!!! Sciskamy w nochala :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A u nas żyrafka nie wzbudza zainteresowania :( klocki z resztą też nie :( niczym nie można poruszyć, przekręcić, a wrzucanie klocków jest nudne ;) Jasia bardziej zainteresowałby Mały Majsterkowicz ;)

      Ostatnie zdjęcie Kuby świetne :) co za minka :)

      Usuń
  2. Żyrafę znamy (korzystamy z niej u znajomych), a sami mamy działającego na podobnej zasadzie słonia. Ale kto wie, może się jednak skuszę, żeby taka żyrafa zamieszkała też u nas.

    OdpowiedzUsuń
  3. fisher price jest baardzo wytrzymały:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Pisz, pisz Beatko! Uwielbiam Ciebie, Twojego bloga i Kubunia oczywiście!
    My żyrafki nie mamy i już raczej mieć nie będziemy. Ale u Cioci Oska bawił się nią niezbyt chętnie. Za to wytrzymała jest na pewno. Nadepłam niechcący na klocek i nawet nie chrupnął :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Masz cudnego Syna-gratuluję:) Wpadłam przypadkiem do Was ale już zostanę:) A nad żyrafą z FP też się mocno zastanawialiśmy w końcu trafiła się nam wywrotka z tej serii też z klockami sensorycznymi. Pozdrawiam serdecznie! Mandarynkowa Mama

    OdpowiedzUsuń
  6. mój ma:) dużo frajdy mu sprawia:)

    OdpowiedzUsuń

Zostaw ślad po sobie. Chętnie poznam Twoją opinię.